Z otwartą przyłbicą także w mediach społecznościowych
Sędziowie | Publikowanie pod nazwiskiem to wyraz odpowiedzialności, a czasem też i odwagi
Mój artykuł, zamieszczony przed kilkunastoma dniami na łamach „Rzeczpospolitej", w którym starałem się określić granice, w jakich sędzia ma prawo, a czasem wręcz obowiązek, wziąć udział w dyskursie publicznym, spotkał się – jak wskazuje na to ilość pytań skierowanych do mnie po jego opublikowaniu – z zainteresowaniem.
Charakterystyczne, że z większości uwag przebija opinia, iż zaprezentowane przeze mnie stanowisko jest zbyt zachowawcze i że rygory, które zaproponowałem, nie odpowiadają duchowi czasu. Raz jeszcze zatem przestudiowałem swój tekst i choć bardzo cenię sobie opinie innych, stwierdziłem, że nie byłbym skłonny poluzować nakreślonych w nim reguł.
Dla zakomunikowania swego uporu nie ośmieliłbym się, rzecz jasna, absorbować uwagi czytelników. Pojawił się jednak dodatkowy wątek, którego w poprzednim materiale nie poruszyłem, a który niewątpliwie zasługuje na komentarz. To wątek wypowiedzi skrytych za parawanem anonimatu. Ma on swoje dwa oblicza.
Ukryty za nickiem?
Pierwsze sprowadza się do pytania, czy sędzia uczestniczący w dyskursie publicznym na łamach prasy, a zatem publikujący artykuły ma prawo kamuflować swoje personalia. Prawo takie może i ma, ale zdecydowanie bardziej podoba mi się, i to z wielu powodów, otwarta postawa: to mówię ja, Stanisław Zabłocki, a nie wyimaginowany Jan...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta