Słowa i realne ofiary
Gdy Donald Trump został kandydatem na kandydata na prezydenta, nie byłem jego szczególnym wielbicielem. Uważałem, że jest on farbowanym konserwatystą, który tylko na potrzeby wyborów przyjął postawę i poglądy ewangelikalnych protestantów. Obrońcą życia nigdy wcześniej nie był, obrona rodziny i małżeństwa wychodziła mu średnio, szczególnie w życiu osobistym, a datki dawał zarówno na demokratów (więcej), jak i republikanów (mniej). Jego chrześcijańskie poglądy dalekie były zaś od ortodoksji.
Gdy wygrał, z widocznym brakiem zaufania spoglądałem na jego postępowanie. Ale powoli – przynajmniej w kwestii obrony życia – je zdobywał. Z farbowanego prolajfera przekształcił się w człowieka, który realnie broni życia, odbiera finansowanie organizacjom aborcyjnym, ogranicza dostęp do aborcji. Nie sposób było go nie wspierać.
To wsparcie w jednej kwestii nie oznacza jednak, że należy mu się uznanie za pozostałe działania. Tak nie jest. Jego wypowiedzi w kwestii polityki międzynarodowej są nieodpowiedzialne, czasem głupie, i na pewno nie przyczyniają się do budowania pokoju....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta