Po prostu Papa
Feliks Stamm (1901–1976) był twórcą potęgi polskiego boksu amatorskiego. We wtorek, w rocznicę legendarnych mistrzostw Europy w Warszawie w roku 1953, na placu Mirowskim odsłonięty zostanie jego pomnik.
– Potrafił znakomicie sprzedać swoją wiedzę. Trafiał do każdego w inny sposób, bo my przecież byliśmy inni. Ja byłem inny od Leszka Drogosza, inny był Jurek Kulej, Zbyszek Pietrzykowski, Kazik Paździor czy Tadek Walasek. Stamm nie przerabiał nikogo na własną modłę, tylko szlifował to, co było naszym atutem – mówi „Rzeczpospolitej" blisko 80- -letni dziś Marian Kasprzyk, jedno z niewielu żyjących „dzieci Stamma", złoty medalista olimpijski z Tokio (1964) i brązowy z Rzymu (1960).
– W narożniku podpowiadał mądrze, miał też świetnych pomocników, z Pawłem Szydłą na czele, który wcześniej we Francji pracował z zawodowcami – wspomina Kasprzyk.
„Smarujemy dalej, panie Felu"
Jego zdaniem Feliks Stamm nie miał w drużynie ulubieńców, każdemu miał coś dobrego do powiedzenia, ale potrafił też krzyknąć, choć wystarczyło, że zmarszczył swoje krzaczaste brwi. Intuicyjnie wiedział, kogo może potraktować ostrzej, a z kim trzeba spokojniej.
– Na mnie nie pokrzykiwał, bo wiedział, że to nic nie da: Jest dobrze, „Cygan", jest dobrze – powtarzał. – Walnij jeszcze raz prawą i będzie koniec. Wiedział, że mam bombę z prawej, choć walczyłem z odwrotnej pozycji, byłem tzw. fałszywym mańkutem. Jego podpowiedzi były celne, bo widział więcej niż my, bokserzy, w ringu – opowiada Kasprzyk.
W pamiętnej finałowej walce w Tokio z Ricardasem Tamulisem ze...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta