Perły kinematografii
Pierwsza relacja dokumentalna, pierwszy filmowy gag, pierwsza komedia, pierwsza fabuła, pierwszy film z suspensem. Za sprawą dokumentu „Bracia Lumière" po ponad 120 latach ich filmy zmartwychwstają, znów budząc zachwyt i niedowierzanie. Agnieszka Kamińska
Trudno uwierzyć, że pierwsze filmowe produkcje były aż tak dojrzałe w swej artystycznej formie. Każdy kadr był przemyślany, niemal doskonały, choć twórcy mieli zaledwie 50 sekund, by opowiedzieć historię. Niespełna minuta, siedemnaście metrów taśmy i brak wizjera, a zatem brak możliwości kontroli tego, co się filmuje. Trzeba było robić to z pamięci. Nikt jeszcze wtedy nie wymyślił techniki montażu, więc wszystkie filmy składały się z jednego ujęcia. Mimo tak wielu ograniczeń powstały prawdziwe dzieła sztuki.
Nieodparcie nasuwa się pytanie, czy dziś, w dobie wysoko rozwiniętej techniki zdjęciowej, kiedy cyfrowe oko kamery dba o każdy szczegół, reżyser zadałby sobie tyle trudu, by uzyskać podobny efekt. Zapewne nie pozwoliłby mu na to pośpiech i mały budżet. Bracia Lumière nie musieli się tym martwić. Zamożność ich ojca pozwoliła im na twórczy rozwój, a niemal nieograniczone finanse na wielokrotne duble i zatrudnianie najzdolniejszych operatorów. Dlatego ujęcia do „Wyjścia robotników z fabryki", uznawanego za pierwszy film w dziejach kinematografii, były powtarzane wiele razy i powstały aż trzy wersje filmu. Dziś trudno już dociec, która z nich jest tą absolutnie pierwszą. Na drobne różnice między nimi wskazuje Thierry Frémaux, twórca dokumentu „Bracia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta