Gospodarka swoje, polityka swoje

Erozja siły nabywczej gospodarstw domowych z czasem poskutkowałaby spadkiem konsumpcji. Przed wyborami rząd zrobi wiele, aby temu zapobiec.

W lipcu tradycyjnie ukazały się prognozy dla polskiej gospodarki kilku istotnych ośrodków analitycznych. Najpierw swoje przewidywania przedstawił Departament Analiz i Badań Ekonomicznych NBP, później zaś Komisja Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Biorąc pod uwagę ogromną niepewność związaną z nieprzewidywalnym przebiegiem wojny w Ukrainie i jej konsekwencjami, w szczególności ryzykiem kryzysu energetycznego w Unii Europejskiej, scenariusze dla polskiej gospodarki kreślone przez te trzy instytucje są zaskakująco zgodne. Zapowiadają wzrost realnego (liczonego przy założeniu stałych cen) produktu krajowego brutto Polski w tym roku o około 4,8 proc. (od 4,5 do 5,2 proc.)., a w 2023 r. – o około 1,7 proc. (od 1,4 do 2 proc.). Takie same mniej więcej prognozy formułowało przeciętnie 28 polskich zespołów analitycznych, ankietowanych przez „Rzeczpospolitą” na początku lipca.

Wspólnym mianownikiem tych scenariuszy jest również to, że nie uwzględniają faktów, które poznaliśmy w ostatnich kilku tygodniach. Te zaś w większości okazały się gorsze, niż oczekiwali ekonomiści. Łatwo więc o wniosek, że gospodarka jest już na niższej ścieżce wzrostu niż ta, którą sygnalizują świeże prognozy.

Statystyczna iluzja

Publikowane w ostatnich tygodniach dane pokazały...