Łukaszenki kolos na glinianych nogach
Białoruskie KGB straszy rodaków zamachami, dywersjami i bojówkarzami. Ale dyktator nie ma żołnierzy do wojny z Ukrainą. Eksperci twierdzą, że musiałby ogłosić mobilizację.
Od kilku dni oczy władz w Kijowie zwrócone są już nie tylko na południe i wschód kraju, ale też na północ, na granicę z Białorusią. To m.in. stamtąd 24 lutego wdarła się rosyjska armia i wycofała się po nieudanym ataku na Kijów. Najkrótsza droga do ukraińskiej stolicy dla Rosjan wiedzie właśnie przez Białoruś. A tam, jak oznajmił ostatnio Aleksander Łukaszenko, od kilku dni formowana jest wspólna rosyjsko-białoruska grupa wojsk, na Białoruś docierają już zmobilizowani Rosjanie. W odpowiedzi na to prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zwrócił się do przywódców G7 z propozycją rozmieszczenia misji obserwacyjnej na granicy ukraińsko-białoruskiej. To miałoby uniemożliwić prowokacje Kremla, który na wszelkie sposoby próbuje na dobre wciągnąć białoruskiego dyktatora w wojnę z Ukrainą.
Tymczasem z Mińska płyną coraz dziwniejsze...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta