Węgla nie trzeba kopać
Dla jednych wałbrzyskie biedaszyby to kwestia życia i śmierci, bo inaczej nie zarobią na życie. Dla innych te dziury w ziemi są jedynie kłopotem i najchętniej na górniczej tradycji postawiliby krzyżyk. Ale jest też ktoś z ultranowoczesnym pomysłem na wykorzystanie płytkich złóż. Tylko czy państwo pozwoli mu spróbować?
Po Polsce krążą wieści o armii kopaczy w wałbrzyskich biedaszybach. Miejscowe oficjalne czynniki zaprzeczają. „Zjawisko marginalne”, przekonuje rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Wałbrzychu. – Ten proceder nasila się w momencie, kiedy rosną ceny węgla albo spada jego podaż, niknie natomiast, gdy tanieje lub jest szeroko dostępny w sprzedaży – wyjaśnia Edward Szewczak. – W ubiegłym roku problem rzeczywiście nieco się nasilił, obecnie natomiast w nielegalnych wyrobiskach pracuje góra kilkanaście osób – dodaje kom. Marcin Świeży, oficer prasowy wałbrzyskiej policji.
Roman Janiszek, były górnik, od lad biedaszybnik, mówi z kolei, że obecnie „może nie ma rewelacji”, ale dziury cały czas są, „jak tylko jest zapotrzebowanie na węgiel, to się kopie”. Trochę na własny użytek, na opał, ale niedużo, „ludzie mają wciąż węgiel w piwnicach, ostatnio prawie przecież nie było zim”. – Raczej to, co się wydobywa, idzie na szklarnie, ciepłownie, gdzie jest duże zużycie i nie potrzeba jakiejś superjakości węgla, ten z biedaszybów daje wystarczającą temperaturę.
Dr hab. inż. Grzegorz Wałowski, kiedyś kopacz, później prezes Stowarzyszenia „Biedaszyby”, obecnie m.in. na stanowisku profesora w Instytucie Technologiczno-Przyrodniczym: – Jak powiedział jeden z górników: póki Wałbrzych będzie istniał, póty węgiel będzie tu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta