Stany zjednoczone z Kremlem
Czy z całej amerykańskiej klasy politycznej rzeczywiście tylko Donald Trump może być posądzany o niejasne powiązania z putinowską Rosją?
Dwie wypowiedzi Donalda Trumpa wstrząsnęły ostatnio opinią publiczną Zachodu. W pierwszej starający się o powrót do Białego Domu były prezydent zasugerował zachęcanie Rosji do ataku na te państwa NATO, które nie wydają dość na obronę. Te słowa miały o tyle sens, że wszyscy członkowie sojuszu zaczęli nagle przeliczać, jaką część PKB przeznaczają na obronność. Ale już porównywanie siebie do Aleksieja Nawalnego, który jako jeden z nielicznych rosyjskich intelektualistów ośmielił się odważnie eksponować gargantuicznych rozmiarów korupcję reżimu Putina i zapłacił za to życiem, wydaje się po prostu głupie. Jak wynika z jego słów, Trump też uważa się za ofiarę systemu sprawiedliwości i politycznego kozła ofiarnego.
Nie, Trump nie jest i nie będzie amerykańskim Nawalnym. A Stany Zjednoczone, mimo wszystkich swoich wad ustrojowych, nigdy nie były, nie są i zapewne nigdy nie będą państwem porównywalnym do Rosji, w której deptane są prawa obywatelskie, a wszelkiej maści reformatorzy, społecznicy i ludzie pragnący zmienić ten skansen totalitaryzmu są truci lub mordowani.
Nowojorski miliarder może mieć jednak w jednej sprawie rację. Skoro stawia się mu zarzuty o nadużycia władzy, korupcję, łamanie konstytucji i namawianie do anarchii, dlaczego te oskarżenia nie padły pod adresem poprzednich...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta