Własne wydobycie, pewne dostawy
Polska nie ma ogromnych zasobów gazu ziemnego, ale to, co posiadamy, pozwala pokryć jedną piątą zapotrzebowania krajowego. Do tego dochodzą złoża norweskie Orlenu, z których gaz trafia do Polski
Ostatnie lata pokazały dobitnie, jak kruche są podstawy funkcjonowania rynków. Najpierw pandemia koronawirusa zachwiała łańcuchami dostaw w różnych obszarach gospodarki, a następnie wojna w Ukrainie rozpętana przez Rosję wstrząsnęła europejską energetyką. Agresor był dotychczas głównym dostawcą surowców energetycznych do Europy, z kolei terytorium Ukrainy było jednym z głównych szlaków przesyłowych. W wyniku sankcji nałożonych na Rosję, ale też wcześniejszych decyzji Moskwy, utrzymanie dotychczasowego status quo nie było możliwe.
Niezależnie od wojny handel surowcami rosyjskimi już wcześniej wiązał się z ryzykami biznesowymi. Rosja podbijała sztucznie ceny gazu kierowanego do Europy.
Gazprom wywiązywał się co prawda z kontraktów długoterminowych, ale ograniczał ilości gazu kierowane na rynki spotowe, powodując w ten sposób wyraźny wzrost cen surowca.
Bolesna lekcja nie poszła na marne
Już wcześniej Polska przez długie lata doświadczała nierównego traktowania przez rosyjskiego dostawcę, który sprzedawał gaz do Polski po cenach wyższych niż na Zachód, nie bacząc na krótszy szlak przesyłu, tylko dlatego że byliśmy w tym czasie uzależnieni od dostaw z jednego kierunku.
Wyciągnęliśmy wnioski z tej gorzkiej lekcji, budując infrastrukturę gazową. Zainwestowaliśmy w interkonektory, czyli połączenia gazowe z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta