Spór o oddział w Berlinie
Placówka w stolicy Niemiec uniezależniła się od centrali, co nie podoba się władzom w Warszawie. Sprawę komplikuje fakt, że ma dobre oceny w Berlinie.
Informacje przedstawione w marcu w Sejmie przez wiceministra kultury Macieja Wróbla na temat Instytutu Pileckiego wywołały szok. Zwłaszcza wydatki finansowe rządu PiS na organizację całego przedsięwzięcia.
Przez sześć lat wydano na instytut 700 mln zł, a z ponad 220 pracowników zaledwie 16 to pracownicy naukowi. W mediach padły słowa o Bizancjum i synekurach dla działaczy PiS. Formalnie instytut został pomyślany jako placówka badawcza prowadząca badania historyczne dokumentujące zbrodnie totalitaryzmów.
Apele, głosy wsparcia
Niemal natychmiast po przedstawionych w Sejmie informacjach z Berlina dotarły do polskich władz apele w obronie i głosy poparcia dla berlińskiego oddziału instytutu działającego tam od siedmiu lat. Pod apelami podpisy znanych naukowców niemieckich i polskich oraz ukraińskich historyków, dziennikarzy, osób zainteresowanych.
„Nadal potrzebujemy takiego Instytutu Pileckiego na Pariser Platz w Berlinie!” – czytamy w jednym z apeli, co zabrzmiało jak prośba o dalsze utrzymanie placówki zagrożonej rzekomo likwidacją.
Inicjatorem jest brytyjski dziennikarz pracujący w Berlinie, James Jackson. Zapewnia, że jest to jego własny pomysł. W innym apelu, wysłanym z inicjatywy jednej z organizacji...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)