Polska ma dwa oblicza
Jarosław Kaczyński w latach 90. wcale nie chciał stać się symbolem prawej strony sceny politycznej. Został do tego w pewien sposób zmuszony. Zawiał go tam wiatr historii, który Donalda Tuska popchnął w drugą stronę sceny politycznej, czyli na lewicę. Rozmowa ze Zbigniewem Girzyńskim, byłym posłem Prawa i Sprawiedliwości, historykiem
W 2005 roku po raz pierwszy zdobył pan mandat poselski, w pamiętnych wyborach wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość, które miała wygrać Platforma Obywatelska, a obie partie miały wspólnie rządzić. Jak przebiegała tamta kampania?
Zacznę od tego, że koalicja PO i PiS realnie zaistniała trzy lata wcześniej – w wyborach samorządowych 2002 roku, i nie najgorzej funkcjonowała. Wspólne listy obie partie wystawiły na terenie wszystkich sejmików samorządowych poza Mazowszem. W sejmikach wojewódzkich, które są najbardziej upolitycznione, koalicja PO–PiS została zbudowana na zasadach zbliżonych do koalicji Trzecia Droga w ostatnich wyborach do Sejmu – dzieliliśmy się miejscami na listach samorządowych po równo, przy czym kandydaci obu partii zajmowali je naprzemiennie. Jeżeli pierwszy był ktoś z PiS-u, to drugi z Platformy, trzeci z PiS-u itd. Sam też startowałem w tamtych wyborach, choć bez sukcesu, z listy, która się nazywała „Platforma Obywatelska – Prawo i Sprawiedliwość”.
Współpraca była dobra?
Tak. Byłem wtedy szefem struktur PiS, a moją odpowiedniczką w PO była Teresa Piotrowska, posłanka z Bydgoszczy. Ułożyliśmy wspólną listę do sejmiku kujawsko-pomorskiego bez większego problemu. Na sześć okręgów w trzech jedynki otrzymali działacze PO, a w trzech nasi. Znamienne były wybory na prezydenta Bydgoszczy. To...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta