Dwie twarze pozytywisty
O Aleksandrze Świętochowskim
Dwie twarze pozytywisty
BARBARA PETROZOLIN-SKOWROŃSKA
Nazywano go polskim Wolterem, Diderotem z Warszawy, porównywano do Micheleta i Masaryka. Dla swoich zwolenników był "mistrzem", najwyższym autorytetem, ostatnią instancją. To, co pisał, wywoływało entuzjazm. Fragmenty artykułów i felietonów cytowano zpamięci, jego słowa traktowano jako najbardziej ważkie wytyczne działania. Trudno sobie dziś wyobrazić kult, jakim otaczano pozytywistyczną prasę, której był czołowym publicystą. Gdy Gustawowi Bemowi, nauczycielowi Żeromskiego, urodziła się córka, ojciec położył ją uroczyście na roczniku "Przeglądu Tygodniowego"; ten gest miał wiązać dziecko z programem pozytywizmu warszawskiego. Stanisław Brzozowski adresował do Świętochowskiego takie oto słowa: "W młodości na Tobie najczęściej skupiały się nasze spojrzenia, przywykliśmy ważyć każde Twoje słowo". Ale w roku 1908, gdy demokratyczno-liberalna Postępowa Demokracja organizowała uroczysty jubileusz 40-lecia pracy Świętochowskiego, w "Czerwonym Sztandarze" nazywano go "arcykapłanem frazesu", "filozofem na dymisji" i "przedstawicielem zjełczałego liberalizmu menczesterskiego", zaś skrajnie prawicowa, nacjonalistyczna "Rola" widziała w nim wręcz "najzacieklejszego wroga Kościoła i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta