Nieporozumienie zwane uwłaszczeniem
Masowe programy nie dają trwałej własności i nie zaspokajają poczucia sprawiedliwości
Nieporozumienie zwane uwłaszczeniem
RYS. MARCIN CHUDZIK
JANUSZ LEWANDOWSKI
W dekadzie Trzeciej Rzeczypospolitej bywały lepsze i gorsze inicjatywy legislacyjne. Projekt uwłaszczenia nie mieści się w dotychczasowej skali. Jest jakby wzięty z innej rzeczywistości ekonomiczno-prawnej, gdzie dwa razy dwa nie równa się cztery, a prawa własności są z plasteliny, a nie z konstytucji.
Weto prezydenta wybawiło z kłopotu wszystkich tych nieszczerych zwolenników uwłaszczenia, którzy tkwili w pułapce obietnic wyborczych AWS, zdając jednak sobie sprawę, że grozi nam nieobliczalny zamęt w sferze własności. Pozostały ludzkie oczekiwania, rozbudzone po raz kolejny ponad możliwości kraju.
Słowa, które mylą
Przyznaję z zawstydzeniem, że podrzuciliśmy z Janem Szomburgiem kukułcze jajo, proponując w roku 1988 "Uwłaszczenie jako fundament reformy społeczno-gospodarczej". Szybko jednak zaczęto nazywać rzecz po imieniu. Uwłaszczenie, sprowadzone na ziemię, oznacza powszechną prywatyzację, czyli niekomercyjny przekaz własności na masową skalę, bezpośrednio lub za pośrednictwem sztucznego pieniądza, zwanego w różnych krajach bonem, voucherem, kuponem lub świadectwem udziałowym. Był to sposób...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta