Kalendarz i klepsydra
Tadeusz Konwicki Kalendarz i klepsydra
FOT. JACEK DOMIŃSKI
Znacie? Czytaliście? No to co? Uśmiechnijcie się raz jeszcze, mając na względzie, że to już klasyka.
Czwartek i tyle
Wchodzę do Spatifu (klub aktora, czyli knajpa). W dużej sali pustawo, zatrzymuję się więc niezdecydowanie przy drzwiach. Wtedy od stolika spod okna odrywa się jakiś pan. Idzie do mnie po przekątnej z uniesionymi do góry rękami. Poznaję siwe włosy, dostojne oblicze. To ważna postać warszawskiej socjety. Krzaczaste brwi godne wielkiego kanclerza koronnego wspięły się wysoko na szlachetne czoło. Jest zdziwiony i uradowany tym spotkaniem, a ja tylko zaskoczony. Podchodzi ceremonialnie, bierze mnie w ramiona po staropolsku. Nieliczni biesiadnicy zwracają ku nam ciekawie głowy. Z sali bufetowej wynurzyli się alkoholicy, żeby przyjrzeć się uroczystemu widowisku. A kanclerz koronny kołysze mnie w swoich starczych ramionach, całuje po staropolsku w usta i woła...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta