Co się kryje za maską demokracji
Kirgizja liczy pięć milionów ludności i leży tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Od północy graniczy z Kazachstanem, od południa - z Chinami. Na co dzień reszta świata nie ma szczególnych powodów, by się nią interesować. Gdy jednak protestujący demonstranci - bojownicy sprawy demokracji, jak chcą jedni, albo plądrujący motłoch, jak utrzymują inni - obalali prezydenta Askara Akajewa, świat bacznie to obserwował. W tych wydarzeniach dostrzegał bowiem szerszą tendencję, jaką jest dążenie niektórych republik dawnego ZSRR do demokracji.
Można dyskutować o definicji demokracji i jej szansach na sukces, ale można także podejść w zupełnie inny, głębszy sposób do tego, co właściwie dzieje się w Kirgizji i w wielu innych państwach. Zacznijmy jednak od osobistego wspomnienia.
W 1986 roku, w bardzo dziwnych okolicznościach, pojechaliśmy do Kirgizji z dramaturgiem Arthurem Millerem, aktorem Peterem Ustinovem, pisarzem Jamesem Baldwinem, francuskim poetą, noblistą Claudem Simonem i Federico...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta