Bez cienia pretensji
Przed laty, kiedy samochody były naszym odległym marzeniem, mój przyjaciel, profesor matematyki, uskładał sobie wreszcie pewną sumkę wykładami za granicą. Zmuszony przez rodzinę poszedł do Peweksu, gdzie nieśmiało oświadczył, że chce nabyć stosowny pojazd. Kiedy zapytano go jaki, odpowiedział, że zielony. Mój stosunek do samochodu jest bardzo podobny, to znaczy dość obojętny. Wymagam od niego, żeby jeździł i żeby się nie psuł. Stopień mych kwalifikacji, jeśli chodzi o autonaprawy, zaczyna się i kończy na ewentualnej wymianie żarówki. Nic przy samochodzie nie robię i nie chcę robić. Od kilku lat jeżdżę japońskimi wozami, ze słusznym czy niesłusznym przekonaniem, że są niezawodne. Na razie, odpukać, życie to potwierdza. Trzy lata temu zmieniłem auto i teraz hulam nissanem primerą, o którym zawsze mówię jednoznacznie dobrze. Mam pewność, że wsiądę i bez cienia pretensji, spokojnie, dojadę tam, gdzie będę chciał.
j.r.k.