Schwytany nocą 13 grudnia
Trzynastego grudnia 1981 roku po północy odprowadzałem do taksówki znajomą. Na klatce schodowej spotkaliśmy dwóch milicjantów i cywila z czymś jak zakrzywiony kij w ręku. Później powiedziano mi, że to był łom do wyłamywania drzwi. Kiedy się mieliśmy minąć, ten z kijem zapytał: - Czy pan Waldemar Kuczyński. Gdy potwierdziłem, dwaj mile, jak się na nich mawiało, chwycili mnie mocno pod pachy, a kijowy ostrzegł, bym nie stawiał oporu. Znajoma próbowała protestować, po czym pobiegła zawiadomić żonę. Ja nie mogłem wydobyć głosu, od razu wiedziałem, że to nie incydent, lecz uderzenie w "Solidarność", by ją zniszczyć.
"Gdy milicjanci chwycili mnie pod ręce - napisałem trochę później, odtwarzając ten szok - odczułem z dotkliwą wyrazistością, że czas przełamuje się na dwoje, że za tym, co jeszcze przed sekundą było teraźniejszością i wydawało się być przyszłością nie tylko moją, lecz całego kraju, zatrzasnęła się krata zamykająca powrót, a otwierająca rzeczywistość nacechowaną murami, drutami, kajdankami, strażnikami, ubowcami". Minęło prawie ćwierć wieku i te milicyjne ręce czuję i co pewien czas śni mi się, że znów mnie chwytają, bo nadal...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta