Drezno: to nie był bohaterski lot
Z kapitanem Czesławem Blicharskim, lotnikiem polskiego Dywizjonu 300, rozmawia Piotr Zychowicz
RZ: Jak wyglądało Drezno z wysokości 8 tysięcy metrów w nocy z 13 na 14 lutego 1945 roku?
Czesław Blicharski: Rozczaruję pana, nie widziałem żadnej apokalipsy czy morza ognia. Nad cel przylecieliśmy jako pierwsi. Widziałem więc tylko czerwony blask flar markujących, które oznaczały cele. Noc była bardzo ciemna, zachmurzenie spore.
Był pan bombardierem?
Tak i na kilkanaście minut przed dotarciem do celu to ja przejąłem kierowanie maszyną. To był lancaster. Gdy zauważyłem nasze markery, przekazywałem pilotowi polecenia: „prawa”, „lewa”, aż znaleźliśmy się nad celem. Wtedy mechanik otworzył drzwi, nacisnąłem guzik i bomby poszły. Poczuliśmy silne szarpnięcie.
Pilot przez pewien czas musiał jeszcze trzymać się na tym samym kursie, żeby aparat fotograficzny mógł zrobić zdjęcie eksplozji. Jeżeli bomby nie trafiłyby w cel, lot nie zostałby nam zaliczony.
Wie pan, na co spadły bomby?
Z takiej wysokości tego nie widać. Widziałem tylko obłoki po eksplozji, a i to nie bardzo. Bo my już lecieliśmy dalej. Również potem, gdy ogląda się zdjęcie z nalotu, trudno coś z niego odcyfrować. Załogom nie mówiono, jakie konkretnie obiekty mają zniszczyć.
Trafił pan wtedy?
Oczywiście.
Gdzie w lancasterze znajdowało się stanowisko bombardiera?
Na samym przodzie.
Było oszklone, tak że leżąc...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta