Stocznie trzeba było zlicytować
Jeśli rząd będzie nadal oczekiwał za stocznie tak dużej ceny jak dotychczas, to może nie znaleźć dla nich nowych właścicieli – twierdzi ekonomista
Dzisiejszy problem ze sprzedażą stoczni to tylko rezultat ignorowania przez kolejne rządy okresów koniunktury w tej gałęzi gospodarki. Jeszcze nie tak dawno koniunktura w wielu regionach na świecie, zamówienia płynące z Azji sprawiały, że produkcja statków mogła być intratnym przedsięwzięciem. W tamtym czasie łatwiej byłoby nie tylko znaleźć nabywcę, ale również przeprowadzić trudny proces restrukturyzacji.
Katastrofalny brak następstw
Kolejne urzędnicze plany prywatyzacji były jednak ponad rynkową rzeczywistość, w której tylko przez chwilę pojawiają się sensowne możliwości sprzedaży. Rządy wolały płacić ogromne kwoty podtrzymujące nieefektywną działalność, niż rozpoczynać trudny proces zmiany tego stanu. Zamiast z samej tylko Sali BHP Stoczni Gdańskiej zrobić muzeum, zamieniły weń prawie cały przemysł stoczniowy. Obawy rządzących przed demonstracjami i chęć utrzymania swoistej „ciszy przedwyborczej” poskutkowały stworzeniem branży pracy politycznie chronionej. Obecna sytuacja w stoczniach przypomina aforyzm Jerzego S. Leca, że „czyny niezaistniałe powodują katastrofalny brak następstw”.
Na świecie znane są przypadki zamiany terenów portowych na dzielnice biurowe i mieszkaniowe, w których krajobrazie pozostają dobrze zakonserwowane dźwigi
Obecnie, w okresie dekoniunktury trudno się wykazać rządowi nie tyle samą sprzedażą...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta