SLD, czyli natura skorpiona
Sojusz Lewicy Demokratycznej jest dziś jak dawniej potężny potentat, którego sprytny sąsiad obskubał z co lepszych elementów majątku – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Jeśli zjazd partyjny, na którym ma być ogłoszony kandydat prezydencki jakiejś partii, nie wywołuje niczyich emocji, to znaczy, że z tą partią jest już naprawdę niedobrze.
Przed sobotnią konwencją SLD hasło: „Jerzy Szmajdziński na prezydenta” nie emocjonuje chyba nawet samego pretendenta. Nie interesują się tym specjalnie Kwaśniewski, Oleksy czy Miller, którzy sami należą do poprzedniej politycznej epoki. Z kolei młodsze pokolenie eseldowców widzi w kandydaturze Szmajdzińskiego wynik mało chlubnego paktu – nominacja dla weterana starej generacji Sojuszu w zamian za przetrwanie Grzegorza Napieralskiego na stanowisku lidera SLD.
Wielki nieobecny
Polityczny cynizm przez wiele lat akceptowano na lewicy, bo służył jej sukcesom. Dziś maskuje on tylko bezruch. Na dodatek konwencja partii odbywa się w momencie, gdy zakończyła swój żywot „Trybuna”, a ostatnie sondaże dawały SLD zaledwie 7 proc. poparcia.
Sojusz stoi wobec wyboru jednej z dwóch dróg. Jedna to pracowita budowa nowej tożsamości. Wymaga ona sporo wysiłku bez nadziei na łatwy sukces, ale w razie potknięcia PO daje szanse na powrót do politycznej pierwszej ligi. Łatwiejszym rozwiązaniem byłoby przyjęcie roli przystawki Platformy – wystarczy nie narażać się Tuskowi w komisji hazardowej i w kampanii prezydenckiej, licząc, że w przyszłości PO zaakceptuje Lewicę jako słabszego koalicjanta....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta