O znaczeniu żyrandola
O pozycji prezydenta w Polsce mówią liczby. W 2005 roku Lecha Kaczyńskiego poparło 8,2 mln wyborców. W 2007 roku na zwycięską Platformę głosowało 6,7 mln osób – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Panie i Panowie! Kochani Murzyni! – tak rozpoczął swoje przemówienie w czasie międzypaństwowej wizyty w Liberii prezydent RFN Heinrich Luebke. I tylko tyle – plus garść innych gaf, z których Luebke słynął – zapamiętali Niemcy z jego dziesięcioletniego urzędowania. A urzędował stosunkowo niedawno, bo w latach 1959 – 1969.
Układ kolizyjny
Ten przypadek oczywiście brzmi jak argument przeciw systemowi prezydenckiemu i za tym, aby i u nas wzmocnić władzę premiera kosztem uprawnień głowy państwa. Taki rzeczywiście jest model niemiecki. W świadomości przeciętnego Niemca funkcjonuje obraz Adenauera, Erharda, wreszcie Bismarcka, a nie jakiegoś Luebkego, Scheela czy Carstensa.
Ale i to w Niemczech się zmienia. Obecny prezydent Horst Koehler kilkakrotnie wspominał o potrzebie dyskusji nad wprowadzeniem w Niemczech powszechnych wyborów prezydenckich. Częściej niż jego poprzednicy korzystał też ze swoistego prawa weta, czyli odmowy złożenia podpisu pod ustawą. O bezpośrednim wyborze dyskutuje się także w innym kraju, w którym prezydent jest wyłaniany przez parlament. Mowa tu o Włoszech.
Z pewnością te głosy będą się nasilały, a nie słabły. Taki jest trend w całym świecie. Widowiskowe i pobudzające emocje bezpośrednie wybory prezydenckie stają się osią współczesnej demokracji. Dużo silniej niż wybory parlamentarne.
Trudno się spodziewać, aby Polska była...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta