Polacy w epicentrum rewolucji
Z Bengazi, miejsca zaciętych walk rebeliantów z wojskami Kaddafiego, nie wyjechała żadna polska rodzina
Jerzy Haszczyński, Kuba Kamiński (foto) z Bengazi
– Nie zdecydowałam się na to, bo propozycje wyjazdu były niejasne. Nie wiadomo, dokąd miał popłynąć statek – na Maltę czy na Kretę. I co dalej miałoby się ze mną stać. Przede wszystkim zaś nie chciałam tu zostawiać rodziny, mam już urodzone w Libii wnuki – mówi Bożena Erendt-Mustafa mieszkająca w tym kraju od 1978 roku.
Także żadna z jej dziesięciu koleżanek, z którymi spotyka się co najmniej raz w tygodniu, nie opuściła miasta, w którym w połowie lutego oddziały lojalne wobec dyktatora Muammara Kaddafiego zabiły kilkaset osób. Jest tu jeszcze kilka innych rodzin polskich, z którymi pani Bożena nie utrzymuje stałego kontaktu. Cała Polonia z Bengazi została na miejscu.
– Jak widziałam w telewizji Al Dżazira ostrzeliwanie cywilów protestujących na ulicach, płonące budynki w centrum miasta, trupy, to wydawało mi się, że jestem w Afganistanie lub Iraku. Przez tyle lat patrzyłam na Bengazi zupełnie inaczej, nie wydawało mi się, że mieszkam w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta