Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszych serwisów.
Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Szukaj w:
[x]
Prawo
[x]
Ekonomia i biznes
[x]
Informacje i opinie
ZAAWANSOWANE

Biesiadnicy

24 sierpnia 1996 | Plus Minus | KO

Biesiadnicy

Kazimierz Orłoś

Zbyniu Telka i Stachu, zwany Jemiołką, pili od dziewiątej. Za szopą, pod stertą sosnowych gałęzi. W chwastach. Zbyniu przyniósł z chałupy butelkę jabłkowego wina -- Stachu przywiózł kilka z jagodzianką. Wyjmował spod worka z obrokiem. Konia puścił luzem -- lejce zarzucił na grzbiet. Wóz został obok sterty. Usiedli.

Żona Zbynia, Zośka Telka, wzięła dwoje dzieciaków i pojechała do Ośrodka w Kolnie. Teściu, stary Romanowski, wyszedł z samego rana i nie wracał.

-- Co się będziem śpieszyć, ta? -- śmiał się Zbyniu. Młody chłop, blady na twarzy, w tenisówkach na bosych nogach. Chudzielec: z drelichowych spodni wypadała podarta koszula.

Jemiołka był kulawy -- starszy od Zbynia. Twarz i szyja opalone na brąz. Z przodu brakowało zębów -- strzykał śliną przez szpary.

-- Zdążym, zdążym, tak jest! -- przytakiwał i zacierał ręce. Rozlał zaraz do dwóch szklanek, które Telka postawił w trawie. Jabłeczne wino rozcieńczył denaturką. -- Jagodowym sokiem barwione!

-- No to za nasze szczynście! -- powiedział Telka.

Podnieśli szklanki. Tak się zaczął dzień. Mieli jechać do lasu, po gałęzie. Zbyniu dostał asygnatę na trzy wozy -- sześć metrów. Przywieźli już z pięć.

-- A kto tam będzie ci liczył, co nie? -- mówił do Stacha, kiedy czwarty raz...

Dostęp do treści Archiwum.rp.pl jest płatny.

Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.

Ponad milion tekstów w jednym miejscu.

Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"

Zamów
Unikalna oferta
Brak okładki

Wydanie: 840

Spis treści
Zamów abonament