Jesień Łemków
"Pięćdziesiąt lat czekamy na sprawiedliwość" -- napisali na transparentach Rusini
Jesień Łemków
Zbigniew Lentowicz
Szelest zeschłych liści pod stopami wędrujących stokiem kobiet i ogorzałych mężczyzn, pojawiających się to znów znikających pośród gładkich, bukowych pni, zlewa się z płynącymi z wysoka śpiewami na świętej górze Jawor. Łemkowie, niewysocy, krępi, w wysłużonych ciemnych paltach i skórzanych modnych kurteczkach, wędrują ku szczytowi w skupieniu, powoli zbierają się tam, gdzie niskie jesienne słońce przez ogołocone z liści gałęzie rozświetla polanę i gdzie Władysław Kaniuk, młody, jasnowłosy proboszcz z Hańczowej, pochyla się nad świętą krynicą.
Dziś w prawosławny kiermasz Matki Bożej Opiekuńczej u stóp starej drewnianej kaplicy razem z ziomkami jest, jak zawsze, siedemdziesięcioletni Piotr Moroch. Moroch w staromodnej, przeszytej złotą nicią koszuli, pod krawatem, chwilę międli swój sfatygowany, przypominający melonik, szarozielony kapelusz, potem wiesza go na sęku.
-- Choć tu, pod słowacką granicę, spod Legnicy kawałek drogi, w nasze góry ciągnie Łemka nie tylko w święto -- uśmiecha się łagodnie, lecz widać, że z trudem przełamuje nieufność. -- Kiedyś wszyscy tu byli Rusini, dziś mówią Ukrainiec czy Łemko, co za różnica?
Różnica widać jest, nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta