Węgry po latynoamerykańsku
Rządy Fideszu i zachowania jego polityków pasują doskonale do Ameryki Łacińskiej, zwłaszcza tej z lat 80., i do obecnych lewackich reżimów – twierdzi członek Rady Polityki Pieniężnej Jan Winiecki
Nie będę zajmować się polityczną oceną tego, co nie podoba się na Węgrzech, ponieważ tutaj akurat linie dyskusji są dość jednoznaczne. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na kontekst gospodarczy problemów Węgier (i Węgrów), bo tutaj zwolennicy „orbanizacji" gospodarczej po prostu mijają się z prawdą.
Kiedy obrońcy obecnej formacji rządzącej tłumaczą ową frustrację sprawami gospodarczymi, czyta się zwykle o złodziejstwach rządzących przed Fideszem socjalistów i totalną krytykę węgierskiej transformacji. Spójrzmy więc najpierw na to, po kim podobno „naprawia bałagan" obecna formacja rządząca.
Koszty sukcesu
Po pierwsze Węgry, obok siedmiu innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej (w tym Polski), to kraj niewątpliwego transformacyjnego sukcesu. Tyle że Węgry zapłaciły za sukces wyższą cenę, niż musiały. A winni temu byli konserwatyści rządzący w latach 1990 – 1994.
Pamiętam ministrów tego rządu, których znałem jeszcze z wcześniejszych, dysydenckich lat. Mówili oni, że Węgrzy przeżyli dość trudnych lat i teraz należy ich chronić przed kosztami transformacji. Rząd Józsefa Antalla w ciągu kilku zaledwie lat zwiększył deficyt budżetowy do 10 proc. PKB, a jednocześnie pozwolił deficytowi w bilansie płatności bieżących z zagranicą wzrosnąć do takiego samego poziomu.
Węgry czeka długi okres niskiego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta