Za późno ujrzeli infoaferę
Urząd nadzorujący przetargi ostrzegał: za dużo zamówień z wolnej ręki. Ale nie miał dowodów przestępstw
Ujawnienie przez „Rz" kulisów gigantycznej afery informatycznej odsłoniło słabość systemu ochrony bezpieczeństwa państwa. Jak się okazuje, sygnały mogące prowadzić na trop afery różne służby i instytucje miały od dawna. Np. Urząd Zamówień Publicznych podjął działania, by proceder ukrócić. Jednak przez lata nikt nie złożył razem kawałków tej układanki.
Mechanizm infoafery polegał na podpisywaniu wadliwie skonstruowanych umów na dostawy olbrzymich systemów informatycznych. Treść umów nie przewidywała przekazywania zamawiającemu (czyli najczęściej organom administracji publicznej) praw autorskich, licencji czy kodów źródłowych. Wykonawców ulepszeń czy rozbudowy systemów wybierano potem najczęściej z wolnej ręki – na ogół były to te same firmy, które systemy dostarczyły. W wielu przypadkach w tle miały być łapówki. W efekcie z budżetu państwa wypływały miliardy złotych – kilkakrotnie więcej, niż zakładały pierwotne kontrakty.
Szefowie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta