Nie tylko spichlerz Europy
Nie byliśmy potentatem w międzynarodowym handlu, nie dorobiliśmy się wielkiej floty handlowej, nie leżeliśmy na najważniejszych szlakach wymiany towarowej, ale bez produktów made in Poland zachodni konsumenci nie mogli się często obejść
Polska obecność na zagranicznych rynkach zaczęła się od niezbyt chlubnego produktu: niewolników. Kraje słowiańskie były cenionym ich dostawcą. Z relacji podróżnika i kupca Ibrahima Ibn Jakuba, który dotarł do Pragi, wiadomo, że w mieście tym działał w najlepsze wielki targ niewolników. Również tamtejszy książę Bolesław II uprawiał ten proceder, za co zresztą sypały się na jego głowę gromy ze strony św. Wojciecha. Zamęczonego później przez Prusów świętego szczególnie irytowało, że władca sprzedaje także chrześcijan. Skoro niewolnikami handlował książę czeski, brat żony Mieszka I, Dobrawy, to tym bardziej musiał to robić dysponujący większym i szybko rosnącym terytorium książę Polan. Nie porywał raczej wikingów, czy Niemców, a tych, którzy znaleźli się na szlaku podbojów, z kręgu swoich przyszłych poddanych.
Gdzie trafiali nieszczęśnicy? W wielu językach zachodnich czy arabskim „Słowianin" i „niewolnik" to synonimy. To pokazuje kierunki wywozu. Najgorszy był los tych, którzy trafiali do arabskiego kalifatu w Kordobie w Hiszpanii. Tam panował wielki popyt na eunuchów. Zarazem – to dzięki wpływom z tego procederu przepych polskiego dworu olśnił cesarza Ottona III, który odwiedził następcę Mieszka,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta