Głupio kupować własną płytę
Artur Andrus o swoim sukcesie fonograficznym, współczesnym kabarecie i wywiadzie z Wojciechem Młynarskim przeprowadzonym wierszem.
Wszystko wskazuje na to, że pana album „Myśliwiecka" będzie największym płytowym bestsellerem roku. Czy oblegają pana już groupies, demoluje pan hotele, wyrzuca z nich przez okno telewizory, jak na prawdziwą muzyczną gwiazdę przystało?
Artur Andrus: Groupies już się pojawiły, i to dawno, ale są dosyć spokojne. Doszedłem nawet do wniosku, że takie groupies, jaki artysta. Temperament mają po mnie: nie krzyczą, nie wrzeszczą. Nie niszczą garderoby, bo są tak oszczędne jak ja. Co do hoteli, parę osób już mi podpowiadało, że powinienem coś zdemolować. Może jak będzie trzeba podgrzać sprzedaż płyty – bo jak się już nie sprzedaje, podobno warto wykonać jakiś gwałtowny ruch. Na razie się sprzedaje – to hoteli nie demoluję.
Sprzedało się ponad 50 tysięcy albumów, a przed nami jeszcze święta, kiedy popyt jest największy.
Mogę mieć taką nadzieję, bo wtedy ludzie zachowują się chaotycznie: zapomną, że już mają płytę, i kupują drugą. Sam jestem świadomym nabywcą swojego albumu. Będąc w Poznaniu, zorientowałem się, że powinienem komuś sprezentować egzemplarz, a nie miałem żadnego przy sobie. Przy kasie w sklepie muzycznym pomyślałem, że to głupia sytuacja kupować swoją płytę, ale miałem jeszcze nadzieję, że kasjer mnie nie rozpozna. Uśmiechnął się – poznał. „Wie pan, to nie dla mnie" – próbowałem się tłumaczyć. „Tak, tak – odpowiedział bez...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta