Kamorra jest wszędzie
W Neapolu wybuchła kolejna wojna klanów o podział ogromnych narkotykowych zysków. Gangsterzy mordują się już nawet w przedszkolu pełnym dzieci.
Piotr Kowalczuk z Rzymu
W południe 5 grudnia Luigi Lucenti wyszedł z domu na ulicę i natychmiast rzucił się do ucieczki, bo skuterem podjechało dwóch mężczyzn w kaskach zasłaniających twarz. W Neapolu, szczególnie w Scampii, to zwiastun gwałtownej śmierci. Pierwsza kula trafiła go w ramię, ale biegł dalej. Pasażer skutera z pistoletem w dłoni rzucił się w pogoń. Lucenti przez wąską furtkę wpadł na dziedziniec przedszkola po drugiej stronie ulicy i wtedy biegnący o kilka kroków za nim prześladowca znów zaczął strzelać. Trafiony dwukrotnie w plecy Lucenti upadł. Zamachowiec pochylił się, przyłożył mu pistolet do głowy i pociągnął za spust, by nieśpiesznie odejść, wsiąść na skuter i odjechać. Terakota spłynęła krwią, a kilkanaście metrów dalej, w auli, nie zdając sobie sprawy z rozgrywającego się za oknami dramatu, dzieci radośnie śpiewały kolędy, przygotowując bożonarodzeniowe przedstawienie. Pięć minut później dziedziniec roiłby się od rozdokazywanych, przechodzących do stołówki na obiad przedszkolaków. Po indentyfikacji zwłok policja nie miała wątpliwości, że mord na przedszkolnym dziedzińcu to kolejny epizod mafijnej wojny, bo Lucenti (50 lat, z czego dziesięć w więzieniu) był związany z biorącym w niej udział klanem Abbinante, dla którego rozprowadzał kokainę i kradł samochody, zwracane potem właścicielom za opłatą.
Zamach przeszedłby...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta