Polityczna gra na związkach
Nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że „Gazeta Wyborcza” za swoją historyczną misję uznaje doprowadzenie do aliansu liberałów z postkomunistami, a debata na temat związków partnerskich to jedynie niefortunne zdarzenie w tej kampanii – pisze publicysta.
Obserwując konflikt wokół związków partnerskich, można by dojść do wniosku, że sprawa ta ma dla wszystkich niemal Polaków podstawowe znaczenie i że Polacy podzielili się na dwa wrogie obozy: prawicowy i liberalno-postkomunistyczny. W istocie ta kwestia rozpala emocje tylko części elit. Dla rządzących wielką zaletą konfliktu jest to, że przysłania zdarzenia realne i ważne: bezrobocie, demograficzną traumę, pogarszające się położenie Polski na arenie międzynarodowej. Zresztą awantura nieźle służy całej klasie politycznej, bo – choć przez chwilę – można za nią ukryć pazerność przedstawicieli wszystkich środowisk politycznych, co tak spektakularnie ujawniły premie przyznane marszałkom Sejmu. Wiele to mówi o polskim życiu publicznym.
Starcie dwóch grup
Strach mi to napisać, ale muszę przyznać, że heteroseksualność wydaje mi się normą. Z tego przekonania nie wynika jednak, że należy utrudniać życie ludziom, którzy z różnych powodów znajdują się w związkach jednopłciowych. Nikogo też nie wolno przymuszać do zawierania małżeństw, jeżeli preferują związki nieformalne. Więcej, w takiej mierze, w jakiej tym zbiorowościom można ułatwić życie bez negatywnych konsekwencji dla większości – trzeba to uczynić.
Kłopot w tym, że dwie grupy (nazwijmy ich fundamentalnymi konserwatystami i permisywistami) na podstawie twardych ideologicznych przekonań...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta