Szczęście do ludzi
Mistrz świata Kamil Stoch o cenie złotego medalu, małżeństwie, wierze i długim czekaniu na sukcesy
Oglądał pan już swoje konkursowe skoki?
Kamil Stoch: Tak, po powrocie do hotelu. Ładne były. A powrót wyglądał tak, że koledzy wnieśli mnie na krześle do jadalni, śpiewaliśmy „Polska, biało-czerwoni". Dla takich chwil warto żyć, pracować, marzyć. Obudziłem się potem w środku nocy i do rana już tylko patrzyłem w sufit. Zastanawiałem się, czy to się wszystko zdarzyło naprawdę, czy to nie był sen. Ale zobaczyłem, że obok na szafce leżą kartki z kontroli antydopingowej, i uwierzyłem. Choć akurat ten konkurs rzeczywiście był jak sen. Czekałem na to wiele lat, wszystko ułożyło się idealnie.
Dzwonił prezydent?
Tak, najpierw pani sekretarka. Mówi: – Łączę z panem prezydentem. – Z kim? – Z prezydentem. – Aha. Niech pani sobie jaj nie robi. Kim pani właściwie jest? – Sekretarką prezydenta. – Tak, tak, na pewno. Ale w końcu usłyszałem głos prezydenta i mnie od razu wyprostowało. A esemesów przyszło więcej niż w Boże Narodzenie. Dopiero się przez nie przekopuję.
Jaka była cena tego złota?
Ogromna, nasze życie jednak nie przypomina...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta