Ostatnia przystań templariuszy
Czy wszędzie templariusze szli jak barany na rzeź?
Piątek, 13 października 1307 roku miał być zupełnie przeciętnym dniem. Jak to zwykle w środku jesieni; zabłocone miasto, trochę mgieł, lekki wiatr, ale od południa do wieczora słońce, grzejące nieco słabiej niż w lecie, jednak wciąż jeszcze żywe, wciąż pełne na nieboskłonie. Ludzie nie planowali targów. Piątkowy post kierował ludzkie myśli i serca w stronę kościoła. Do piątku szykowali się już żebracy. Księża wyciągali z szaf ornaty. Nad Paryżem unosiły się stada ptaków. Osobliwie w czwartek wieczorem, 12 października; wielkie stado kruków krążyło nad dzielnicą Le Marais, gdzie mieściła się główna siedziba templariuszy. Zapewne wiedzieli już, co się wydarzy. Mieli swoich szpiegów u króla, który oficjalnie ciągle uprzejmy wobec zakonu wydał już rozkazy. Nie, poranek 13 października nie był spokojnym dniem. Od wczesnych godzin przed świtem w zbrojowniach całego królestwa szczękała broń, brzęczały kolczugi, ludzie rozmawiali tylko szeptem. Od Pirenejów po Ren, od Flandrii po Akwitanię żołnierze i służba bajlifów Filipa, którego nazwano Pięknym, wyruszyli przeciw templariuszom.
Zagłada
Co się wydarzyło później, wiemy dobrze. Do bram setek komandorii zakonu zakołatali ludzie króla. Rycerzy zakuto w łańcuchy i wzięto do lochów. Serwienci księża zostali na miejscu; mieli strzec majątku. Urzędnicy króla...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta