Sarmacka pokusa
przemysł spożywczy | Polskie miody pitne smakują nawet Chińczykom, bo dobrze komponują się z ich kuchnią.
grzegorz łyś
Przed z górą dziesięciu laty do firmy Pasieka Jaros Maciej w Łazisku pod Tomaszowem Mazowieckim zawitał tajemniczy cudzoziemiec. Przedstawił się jako emisariusz organizacji Slow Food i zażądał najlepszego z miodów, jakie miodosytnia wytwarza.
– Daliśmy mu kamionkę dwójniaku Koronnego. Wziął, zapłacił, pojechał. Ani przez chwilę w tę jego opowieść nie wierzyłem. W tych czasach kręciło się po firmach pełno najrozmaitszych picerów. A potem przyszło z Włoch zaproszenie na Salone del Gusto, słynny festiwal slow food w Turynie. I zawiadomienie, że eksperci uznali nasz miód za najlepszy na świecie. Chwalił go sam książę Karol – wspomina Maciej Jaros.
To osiągnięcie wiele osób uznać może za oczywiste, z natury rzeczy należące się Polsce jako ojczyźnie miodów, gdzie ich sycenie i picie należy do dziedzictwa narodowego. O miodzie wspominali wszak z sentymentem i szacunkiem nasi najwięksi, w tym Jan Kochanowski, Adam Mickiewicz i Henryk Sienkiewicz. Sprawa nie jest jednak aż tak prosta. Na dorocznym festiwalu miodów w Boulder w Górach Skalistych wystawia swe produkty ok. 400 wystawców, a liczba oferowanych tam gatunków sięga tysiąca. Miód pitny wytwarza się w różnych odmianach i różnymi sposobami w Australii, Afryce, obu Amerykach, właściwie na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta