Na gorącym uczynku
Henri Cartier-Bresson był jednym z największych fotografów ubiegłego stulecia. Nazwano go nawet „okiem wieku". Eksperymentował, był reporterem wojennym, dokumentalistą, malarzem. Różne jego wcielenia pokazuje wystawa w paryskim Centre Pompidou, zorganizowana w dziesiątą rocznicę śmierci fotografa.
Wydaje się świetnie znany. Jego zdjęcia, np. mężczyzny pokonującego zalane okolice paryskiego dworca Saint-Lazare czy prostytutek z calle Cuauhtemoczin w Meksyku, stały się częścią wizualnego kanonu XX wieku. Jednak to tylko jedno z oblicz Cartier-Bressona. W jednym z listów wysłanych z Chin donosił, że nazywają go tam „Ka Beu shun", czyli „ten, któremu udaje się to, czego się podejmuje". W Japonii przedstawiał się jako Hank Carter, a przez pewien czas swe zdjęcia publikował z podpisem „Henri Cartier". Potem wystarczyły już tylko inicjały HCB, dla wszystkich rozpoznawalne. Wreszcie – jak podkreślają twórcy paryskiej wystawy – pod koniec życia swoje listy sygnował: „En rit Ca-Bré". Grał ze swoim wizerunkiem, bardzo świadomie go kształtował. Przybierał różne maski.
Jedni widzą w nim dziś przede wszystkim wybitnego artystę, eksperymentującego z fotograficznym obrazem, szczególnie ceniąc jego prace z lat 30. XX wieku. Inni nie chcą pomijać dokumentacyjnego waloru jego zdjęć. Interesuje ich Cartier-Bresson jako reporter prasowy wnikliwie pokazujący szybko zmieniający się świat po drugiej wojnie światowej. Jest też inny Cartier-Bresson – o czym przypomina wystawa w Paryżu – lat wojny i wczesnych lat powojennych. Ilu zatem było Cartier-Bressonów? Trzech? A może tylko jeden uciekający przed łatwym zakwalifikowaniem, umieszczeniem w odpowiedniej szufladce....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta