Fajerwerki „Wyborczej”
Można sobie, choć z trudem, wyobrazić osobę, która nigdy nie czytała „Gazety Wyborczej", ale czytała za to moje artykuły, komentarze czy uwagi jej poświęcone.
Mam nadzieję, że ta osoba uznałaby mnie za autora satyrycznego na skalę Woltera lub Mrożka, który wymyślił (autor jest rodzaju męskiego, więc proszę nie zmieniać na rodzaj żeński) fikcyjny byt, by odbijać od niego piłkę swojej fantazji.
Niektórzy skarżą się, że za często nabijam się z „Wyborczej", podczas gdy ja chętnie pisałabym wesoły felietonik po każdym kwadransie spędzonym z tą rozkoszną gazetą. Ponieważ teraz prawie każdy może ją bezkarnie krytykować, nieskromnie przypominam, że byłam chyba pionierem w tej dziedzinie, nie przymierzając jak Maria Curie-Skłodowska w dziedzinie promieniowania.
Tym razem nie mogłam się oderwać od wydania „GW" z wtorku 18 listopada, dwa dni po wyborach. Ponieważ w związku z „GW" miewam zazwyczaj nieprzyzwoite skojarzenia, tym razem przypomniałam sobie numer „l'Humanité" (dziennika KC...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta