Przypadkowy prezydent
Andrzej Duda nie jest mężem stanu. Jego przekaz nie wywołuje dreszczu i nie rzuca na kolana. Wybory wygrał głównie dzięki słabościom Bronisława Komorowskiego – pisze polityk Ruchu Narodowego.
Pięć lat temu Jarosław Kaczyński ocenił, że Bronisław Komorowski został wybrany na prezydenta „przez nieporozumienie". Chodziło mu o to, iż wyborcy nie mieli wystarczającej wiedzy o zwycięskim kandydacie. Pewnie to prawda, że o ówczesnym wyniku bardziej zadecydowały posmoleńskie okoliczności niż sama osobowość kandydata. Słowa prezesa PiS przeszły do historii politycznej jako bon mot o „przypadkowym prezydencie".
Zakapiory z PiS
Tym razem wygrał protegowany prezesa Kaczyńskiego w osobie młodego Andrzeja Dudy. Miał on w tej kampanii wyborczej dwa podstawowe zadania: być z PiS oraz być miłym. Będąc z PiS, zdobywał w pierwszej turze wyborów mniej więcej te same 5 milionów głosów, co prezes tej partii pięć lat wcześniej. Będąc miłym, miał zdobywać kolejne miliony, odróżniając się od zakapiorów z PiS. I nie w tym rzecz, czy formacja ta jest pełna zakapiorów, ale w tym, że tak to często odbiera opinia publiczna pod wpływem znaczących mediów.
Gorący zwolennicy prawicy zapewne uważają, że wynik wyborów był nieuchronnym wyrokiem losu, dającym zwycięstwo dobra nad złem. Historia jednak poucza, że nie ma takiej prawidłowości. Wyniki mogły być zupełnie różne i całkiem inne od faktycznych. Faworytem był urzędujący prezydent i jego porażka jest sensacją.
Co się więc stało? Oczywiście w sensie formalnym wybory wygrał...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta