Orzeczenie Trybunału jest ostateczne
Werdykt, którego publikacji odmawia premier RP, nie został wydany przez pijanego szaleńca, lecz legalnie wybranych sędziów – pisze prawnik.
Na łamach „Rzeczpospolitej" ukazał się wywiad z dr. hab. Kamilem Zaradkiewiczem, w którym padają tezy rzekomo zaczerpnięte z dorobku teorii prawa. Jako osoba zajmująca się tą dyscypliną naukową od wielu lat poczułem się zobowiązany do sprostowania tych opinii.
Główną tezą prezentowaną przez dr. hab. Zaradkiewicza jest twierdzenie, że orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, o których art. 190 ust. 1 konstytucji mówi, że są ostateczne, nie są ostateczne. To zaskakujące twierdzenie nie jest uzasadniane odwołaniem do jakichkolwiek innych przepisów prawa powszechnie obowiązującego: jak dr hab. Zaradkiewicz sam stwierdza, nie da się do orzeczeń TK w zakresie ich ostateczności zastosować np. przepisów kodeksu postępowania cywilnego. Jedyne argumenty na rzecz tezy, że ostateczne nie jest ostateczne, to twierdzenie, że „konstytucja nie precyzuje nam, co to oznacza ostateczność orzeczeń i jak powinniśmy ją rozumieć", oraz twierdzenie, że „od bardzo dawna teoretycy prawa wyróżniają osobną kategorię orzeczeń nieistniejących".
Naturalna interpretacja
Jeśli chodzi o pierwszy argument, to jest on zaskakująco słaby. Konstytucja RP zawiera wiele terminów, których nie definiuje. Przykładowo w art. 8 ust. 1 wskazującym, że konstytucja jest prawem najwyższym, nie precyzuje się kryteriów terminu „najwyższy". Co gorsza,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta