Coraz więcej myślących piłkarzy
Obrońca Wisły Kraków Arkadiusz Głowacki o swojej karierze i o tym, jak zmieniali się piłka i piłkarze.
Rzeczpospolita: Pamięta pan swój debiut w ekstraklasie?
Arkadiusz Głowacki: Jakby to było wczoraj. 7 maja 1997 roku. W 53. minucie meczu Lech – Amica Wronki kontuzji doznał środkowy obrońca, Gwinejczyk Sekou Drame. Trener popatrzył na ławkę, na której siedziałem ja, osiemnastoletni debiutant i Marcin Godlewski, który rzadko wchodził na boisko. To, co wtedy powiedział trener, nie przeszłoby nawet w filmie Pasikowskiego. On tych słów nie kierował do nas, chodziło mu bardziej o beznadziejność sytuacji, w jakiej się znalazł, co podkreślił słowami, które w tekstach się wykropkowuje. Jak na wymarzony debiut dla mnie, wtedy osiemnastolatka, to też nie była sytuacja komfortowa, a słów trenera nie dało się nazwać mobilizacją.
Ale przynajmniej już na początku dowiedział się pan, że nie będzie łatwo. Kim był ten trener?
Pan Ryszard Polak, były bardzo dobry piłkarz ŁKS. To był też dobry trener i wcale nie wulgarny. Pana Polaka zachowam w jak najlepszej pamięci. Dotarło do mnie wtedy, że normalni ludzie na takich stanowiskach też miewają problemy, bo ich plany czasami przekreśla rzeczywistość. Ale to były drobiazgi. Najważniejsze, że spełniły się marzenia moje i taty. W moim pokoleniu każdy chłopak urodzony w Poznaniu powinien przecież grać w Lechu.
Jednak trafił pan do tego klubu trochę okrężną...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta