Wolność mediów po francusku
Jako dziennikarz nie miałbym nic przeciwko, żeby francuskie przepisy dotyczące niezależności i pluralizmu zagościły w Polsce. Ale nie w wersji jedynie słusznej partii – pisze publicysta.
Kolejna reformatorska zapowiedź partii rządzącej w Polsce dotycząca „dekoncentracji mediów" zmroziła krew w żyłach właścicieli mediów i niezależnych dziennikarzy w obawie przed zamachem PiS na wolność słowa.
Pomysłodawcy tej reformy powołują się przy tym na prawo zabraniające koncentracji mediów we Francji. I owszem, jest takie prawo, ale... jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
Zacznijmy zatem od odrobiny historii. Do połowy lat 70. nie było specjalnej konieczności wprowadzania regulacji antymonopolowych w mediach, zwłaszcza że głównym monopolistą było państwo. W latach 50. pojawiły się dwie inwestycje prywatne, a w latach 60. prywatny kapitał zaczął się interesować prasą lokalną. Jednak dopiero w latach 70. na rynku mediów pojawił się nowy potężny gracz Robert Hersant (ten sam, który w latach 90. wykupi udziały w „Rzeczpospolitej" i w prasie lokalnej w Polsce), a później François Regis-Hutin stworzył prawdziwe imperium prasy lokalnej wokół dziennika „Ouest-France".
Przyczyny...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta