Życzliwość i współistnienie kultur
Wiesław Saniewski, reżyser opowiada o swoich wrocławskich korzeniach, wielokulturowości miasta, kręgu ludzi, wśród których dorastał i inspirujących go wybitnych twórcach kultury.
Rz: Urodził się pan we Wrocławiu w 1948 roku i od tamtego czasu wciąż tam mieszka. Jak miasto zmieniało się na przestrzeni lat?
Wiesław Saniewski: Bardzo. Moi rodzice przyjechali do Wrocławia z zachodniego Podlasia rok przed moim narodzeniem. Kiedy się w nim osiedlali, mieli do wyboru różne lokalizacje – także piękne wille na Sępolnie czy Biskupinie, ale bali się tam zamieszkać. Wybrali Stare Miasto, bo tu czuli się bezpieczniej. Mieszkało tu niesłychanie zróżnicowane towarzystwo – począwszy od profesorów pobliskiego uniwersytetu poprzez uciekinierów AK-owców, którzy tu się schowali, a skończywszy na autochtonach i bandziorach. Ulica Kiełbaśnicza, Garbary, Grodzka, dawniej Studencka – dzisiaj Odrzańska – to kwartał mojego ówczesnego życia. Z jednej strony te ulice tworzyły klimat niezwykły, ale z drugiej – także groźny – gruzy i pustostany skrywały wiele tajemnic – był to trochę polski Dziki Zachód. Tu właśnie, na Starówce, wychowywałem się. Dziś jest jedną z najładniejszych w Polsce, ale wtedy była jeszcze pełna gruzów. Do tego dochodziła bardzo ciekawa ludzka mieszanka – wszyscy otwarci na przyszłość, pełni marzeń.
Czy odczuwalna była kulturowa różnorodność?
Tak, nawet dla takiego dzieciaka, jakim wówczas byłem. Grałem w piłkę nożną w drużynie podwórkowej, która była jedną z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta