W Madrycie rządzą spadkobiercy frankizmu
Jeśli w niedzielnym referendum niepodległościowym wezmą udział dwie trzecie Katalończyków, jego wynik trzeba będzie uznać – mówi Jędrzejowi Bieleckiemu członek katalońskiego rządu odpowiedzialny za stosunki zagraniczne.
Raül Romeva
Rz: Obawia się pan aresztowania?
Ono jest możliwe. Część z nas już spędziła noc w więzieniu. Ale chcę jasno podkreślić: to, co robimy, jest legalne.
Jak to? Przecież hiszpański Trybunał Konstytucyjny uznał, że referendum jest sprzeczne z ustawą zasadniczą z 1978 roku.
Konstytucja nie przewiduje takiego referendum, ale też go nie zabrania. Stwierdza jedynie, że suwerenem jest Hiszpania. A w 2005 r. z kodeksu karnego wykreślono przepis, że zorganizowanie takiej konsultacji jest przestępstwem.
Nawet jeśli prowadzi do oderwania jednej z prowincji od reszty kraju?
Tak. Orzeczenie Trybunału to tylko interpretacja polityczna – ale nie prawna – tego, co jest dopuszczalne. Dlatego podważamy wiarygodność Trybunału Konstytucjonalnego. Zarzuca się nam, że chcemy podjąć kluczową decyzję o przyszłości Katalonii, choć w wyborach regionalnych głosowało na nas tylko 48 proc. Katalończyków. Odpowiadamy: niech ludzie rozstrzygną to w głosowaniu. Jeśli opowiedzą się za niepodległością – wszyscy, także w Madrycie, będą musieli uznać, że jest problem polityczny, który trzeba rozwiązać metodami politycznymi. A jeśli większość opowie się przeciw niepodległości, rozpiszemy wcześniejsze wybory regionalne.
Załóżmy jednak, że 1 października wygra niepodległość. Co dalej?
Wprowadzamy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta