Polskie stocznie czekają na strategię
Gospodarka › Pierwsze kroki przemysł stoczniowy w Polsce stawiał tuż po odzyskaniu niepodległości, rzecz jasna w Gdyni. To tutaj budowano statki rybackie oraz remontowano okręty Marynarki Wojennej.
Invrest PS
Następny etap rozwoju to budowa statku pełnomorskiego. Jednak ukończenie parowego drobnicowca „Olza" uniemożliwiła II wojna światowa.
Czasy wojenne przyniosły włączenie gdyńskich stoczni w struktury stoczni niemieckich z Kilonii, które prowadziły tu remonty okrętów wojennych, a także budowały okręty podwodne. Podobną specjalizację posiadały stocznie w Gdańsku i Szczecinie, znacznie większe od Gdyni, o bogatszej tradycji i nieporównywalnych możliwościach produkcji.
Stocznia Wulkan w Szczecinie dysponowała aż siedmioma pochylniami i dwoma dokami. Najlepszą ilustracją jej możliwości produkcyjnych był zbudowany tam jeszcze przed I wojną światową transatlantyk „Kaiser Wilhelm der Grosse", będący ówcześnie jedną z najlepszych jednostek morskich. Niezależnie od charakterystyk technicznych (długość 190,5 m) i eksploatacyjnych (szybkość ponad 22 węzły) sukcesem stoczni był krótki okres budowy statku. Stępkę położono w marcu 1896 r., wodowanie nastąpiło w maju 1897 r. – od chwili rozpoczęcia obróbki do wodowania upłynęło 14 miesięcy.
Baza produkcji Gdańska, Szczecina i Gdyni stanowiła podstawę odbudowy sektora stoczniowego już w ramach PRL. Postępowała ona w szybkim tempie, a jej motorem były zamówienia od krajowych armatorów. Stopniowo zaczynały się też pojawiać, a następnie dominować kontrakty dla...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta