Decentralizacja albo paraliż
Gdyby oddać więcej władzy samorządom wojewódzkim, o wielu istotnych sprawach decydowano by nie w ministerstwach, ale w miastach. Nadzór nad samorządami uzyskałby prezydent, co rekompensowałoby mu utratę prawa weta ustawodawczego – pisze politolog.
W poniedziałkowej „Rzeczypospolitej" (1 kwietnia 2019 r.) Łukasz Warzecha przeprowadził interesującą analizę projektu Zdecentralizowanej RP, której mam przyjemność być współautorem. Zrobił to w sposób, który w polskiej publicystyce jest niestety coraz rzadziej spotykany, a który zasługuje na rzeczową odpowiedź. Z kilku wątków podjętych w jego artykule, skoncentruję się na jednym, z oczywistych względów, mającym podstawowe znaczenie: czy decentralizacja ustroju Polski jest w ogóle realna? Jakie znaczenie mieć bowiem będą moje wyjaśnienia, że symetryczna decentralizacja, w przeciwieństwie do asymetrycznej, której domaga się Ruch Autonomii Śląska, nie grozi narastaniem lokalnych separatyzmów, skoro i tak nie da się jej wprowadzić? Tym bardziej, jaki sens ma tłumaczenie zawartej w przygotowanym przez nas projekcie Karty Wojewódzkiej (dostępnym na www.zdecentralizowanarp.pl) reguły budżetowej, mającej zapobiegać narastaniu różnic rozwojowych między poszczególnymi regionami, skoro pozostanie ona wyłącznie na papierze.
Niebezpieczeństwo kohabitacji
Być może Łukasz Warzecha ma rację, pisząc z pesymizmem, że nasz projekt ma wprawdzie pewne zalety, ale „dziś politycy głównego nurtu myślą całkiem inaczej. Konflikt napędza ich notowania, a ich celem jest zawładnięcie całością państwa, nawet jeśli na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta