Superlipa
Pucz najbogatszych klubów piłkarskich, które chciały przejąć zyski z tworzonego przez siebie spektaklu, trwał tylko 48 godzin. Został pogrzebany z wielkim udziałem kibiców, którzy wyszli na ulice, by pokazać swój sprzeciw.
To była bardzo słabo przygotowana futbolowa rebelia. 12 najbogatszych klubów Europy z trzech państw ogłosiło, że organizuje swoje własne rozgrywki – Superligę. Bez możliwości spadków ojców założycieli, bez pośrednika w postaci Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA). Pieniądze wyłożyć miał amerykański gigant bankowy JP Morgan. Na początek 3,25 miliarda euro, by nowe rozgrywki w ogóle ruszyły. Każdy z klubów założycieli miał dostać „bonus powitalny" w wysokości 200–300 milionów. Tak donosili informatorzy „Financial Timesa". Chociaż „bonus" nie jest dobrym określeniem, kluby zobowiązać się miały bowiem, że kasę zwrócą.
Superliga miała już szefa – prezesa Realu Madryt Florentino Pereza, miała stronę internetową i logo. Na tym jednak profesjonalizm się skończył. Gdy tylko podniósł się raban, a kibice, media, inne kluby oraz organizacje ligowe zaprotestowały, „parszywa dwunastka" (jak zostali nazwani przez szefa UEFA Aleksandra Ceferina) zaczęła się wycofywać. Jedynym, który poszedł do mediów, był Perez – w nadawanym o północy programie na poły rozrywkowym udzielił kuriozalnego wywiadu. Twierdził, że on i jego sojusznicy, powołując zamkniętą Superligę, ratują futbol.
Już następnego dnia widać było, że za fasadą nie ma nic, że cała ta niby poważna Superliga, firmowana przez biznesmenów obracających na co dzień...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta