Bold Fenian Men
Czy stary, czarno-biały western może być inspiracją do zagłębienia się w historię irlandzkiego ruchu niepodległościowego? Jak najbardziej. I to z powodu jednej piosenki, którą zaśpiewano w tym filmie, a której jego bohaterowie znać nie mogli.
Jeśli w duchu filozoficznych rozważań inżyniera Mamonia o upodobaniach kulturalnych przyjmiemy, że podobają się nam te filmy, które już oglądaliśmy, to poczesne miejsce wśród nich zajmują klasyczne westerny. Nie tylko ze względu na ich walory rozrywkowe i obecność budzących sentyment dawnych gwiazd „fabryki snów”. Także dlatego, że stanowią fascynującą mieszankę stereotypów, wyobrażeń, faktów i odniesień historycznych, które składają się i na mit Dzikiego Zachodu, i na jedyną w swoim rodzaju popularną historię Ameryki i jej mieszkańców. Mistrzowie tego gatunku potrafili w krótkiej scenie pomieścić tyle aluzji i tropów, że wystarczyłoby ich na wykład akademicki.
Przesada? Bynajmniej. Oto przykład, który posłuży za dowód. W jednej ze scen w „Rio Grande” Johna Forda z 1950 r., ostatniej części „trylogii kawaleryjskiej”, chórek złożony z kilku żołnierzy regimentu stacjonującego w przygranicznej placówce w Teksasie i broniącego miejscowych osadników przed Apaczami wykonuje przepiękną balladę (w rzeczywistości piosenkę wykonywał Ken Curtis z towarzyszeniem znakomitej grupy wokalnej The Sons of the Pioneers, specjalizującej się w muzyce country & western). Adresatem tej pieśni jest przybyły do garnizonu z wizytacją generał Philip...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta