Leworęczne mają lepiej
Główne trofea Wimbledonu rozdzielono wedle znanego scenariusza: u pań niespodzianki, u panów na końcu rządził ranking.
Finałowe zwycięstwo Markety Vondrousovej, które kilka tygodni temu mogło wydawać się jedynie fantazją, stało się kolejną wspaniałą rzeczywistością czeskiego tenisa. Uzasadnienie tego sukcesu nie przychodzi nikomu łatwo, choć nowa mistrzyni miała już znaczące sukcesy z finałem wielkoszlemowym w Paryżu włącznie. Jednak zainteresowani wiedzą: w ubiegłym roku spędziła pół roku, lecząc kontuzjowaną rękę. Spadła w rankingu WTA do drugiej setki. Firma Nike nie przedłużyła jej kontraktu przed nowym sezonem. Marketa nie lubiła też grać na rajgrasie angielskim (zwanym życicą trwałą), jakim od 2001 roku w stu procentach pokrywa się korty w Wimbledonie.
Przypadek czeskiej tenisistki dowodzi, że taki przełom na pewno wymaga miłości do tego miejsca, może nie takiej na zabój, ale choć odrobiny ciepłych uczuć, co powinno być też wskazówką dla Igi Świątek. Starzy mistrzowie dobrze o tym wiedzieli. – Jeśli chcesz coś wygrać na trawie, musisz ją najpierw polubić – radził już w latach 60. legendarny Jaroslav Drobny innej legendzie, inżynierowi Janowi Kodesowi.
Druga sprawa, bardziej przyziemna, to tenisowa leworęczność czeskich mistrzyń. Coś w tym jest, że lewą ręką grała 45 lat temu Martina Navratilova, która pierwsza sięgnęła po złocisto-srebrne naczynie znane jako Venus Rosewater Dish, by potem podnosić je na korcie centralnym jeszcze osiem razy. Potem była Petra Kvitova, też leworęczna, która...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta