JFK. Fałszywa świętość, część I
John F. Kennedy był najmłodszym prezydentem w historii USA. Z tego powodu i ze względu na zmiany kulturowe, jakie przypadły na jego prezydenturę, stał się ikoną amerykańskiej polityki. Czy jednak zasługiwał na kult, którym go otoczono po tragicznej śmierci w Dallas?
John Fitzgerald Kennedy podzielił Amerykanów jak żaden inny prezydent. Nawet Donald Trump czy Barack Obama nie wzbudzają dzisiaj tak skrajnych emocji, jakie wywoływał na początku lat 60. XX wieku ten młody i obiecujący polityk z Massachusetts. Dla konserwatywnego i protestanckiego społeczeństwa amerykańskiego Południa Kennedy jawił się niemal jako antychryst. W tym regionie, nazwanym w 1925 r. przez dziennikarza Henry’ego Louisa Menckena pasem biblijnym, mało kto wyrażał się pochlebnie o katoliku w Białym Domu. Z kolei na północnym wschodzie, od Delaware po Maine, i na odległym zachodzie od stanu Waszyngton po Arizonę, John F. Kennedy urósł do rangi świętości narodowej. Te skrajne podziały musiały znaleźć jakieś ujście w postaci ekstremizmu. John F. Kennedy wiedział, że start w wyborach prezydenckich oznacza ogromne ryzyko dla niego samego i jego rodziny. Mimo to – nieustannie nakłaniany przez obsesyjnie ambitnego ojca – podjął się zadania, które w ostateczności kosztowało go życie.
Historycy mogą sobie zadawać pytanie: jak oceniana byłaby jego prezydentura, gdyby nie doszło do zamachu w Dallas? Czy postrzegalibyśmy ją przez pryzmat rozpasania seksualnego prezydenta, kryzysu kubańskiego czy wzrostu nieprzemyślanego rozdawnictwa socjalnego?
Ikona ze skazą
Dla swoich wyborców John Fitzgerald Kennedy był...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta