Serce zabiło mocniej
Ewa Swoboda została dziewiątą sprinterką igrzysk i obiecuje, że będzie bawić siebie oraz nas jeszcze bardzo długo. Mistrzynią olimpijską została Julien Alfred.
Znowu decydował ułamek sekundy, czyli różnica jak grubość paznokcia. Rok temu Swoboda – po proteście złożonym przez Filipa Moterskiego – awansowała w ten sposób do finału mistrzostw świata, choć porażkę zdążyła już oblać łzami.
Teraz jednej setnej sekundy zabrakło jej, żeby spełnić olimpijskie marzenie i awansować do finału najważniejszej z lekkoatletycznych imprez.
Jeszcze kilka lat temu niewielu wierzyło, że ta dziewczyna z Żor wzbije się ponad poziom europejskiej czołówki i zacznie biegać tak szybko jak świat. Wątpiliśmy i zastanawialiśmy się, czy nie jest zbyt niska, czy budowa ciała predysponuje ją do rywalizacji z Jamajkami i Amerykankami oraz – przede wszystkim – czy nogom w szybkim bieganiu nie przeszkodzi jednak burza emocji w sercu i głowie.
Biegała w chmurze
Kariera Swobody rozpędzała się wraz z rozkwitem mediów społecznościowych, więc była jednym z pierwszych polskich sportowców, który zderzył się z hejtem w jego pełnej, internetowej skali.
Jeszcze sześć lat temu w Birmingham z płaczem wyjaśniała, że chciałaby wreszcie zostać mistrzynią zawodów, a nie tylko treningów, lecz to wymagało więcej niż tylko chęci.
Biegała w chmurze wątpliwości, bo chyba pierwsze sukcesy – juniorskie oraz młodzieżowe – przyszły jej wręcz zbyt łatwo i nie wiedziała, że mistrzostwo w sporcie wymaga poświęcenia.
Sama...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta