Hezbollah bez głowy. Co z regionem
Izrael szybko zlikwidował przywództwo Hezbollahu, najsilniejszej w regionie organizacji posługującej się terrorem. Nie zbliżyliśmy się do uspokojenia Bliskiego Wschodu.
Długoletni przywódca Hezbollahu Hasan Nasrallah zginął pod Bejrutem w wyniku izraelskiego ataku z powietrza. Regionalna wojna na Bliskim Wschodzie nadal nie wydaje się nieunikniona, ale jej prawdopodobieństwo niebezpiecznie rośnie. Prawie wszystko zależy od Iranu, opiekuna Hezbollahu i - wciąż niedobitego w Strefie Gazy - palestyńskiego Hamasu.
Iran myśli długofalowo o rozprawieniu się ze swoim wrogiem - państwem żydowskim. Do tej pory - także po upokarzającym izraelskim ataku na swoim terytorium, czyli zabiciu pod koniec lipca lidera Hamasu Ismaila Haniji - zachowywał zimną krew. Albo uznawał, że nie jest militarnie gotowy na prawdziwą zemstę, a do mniejszej wystarczą akcje Hezbollahu, Hamasu i trzeciego podopiecznego: jemeńskich Hutich, komplikujących ruch statków na Morzu Czerwonym i odpalających czasem rakiety w kierunku Izraela.
Słowo „długofalowy” jest kluczowe w rozważaniach o Bliskim Wschodzie. Zarówno w odniesieniu do Hamasu i wojny w Strefie Gazy, jak i Libanu. Oraz szerzej - pojednania znacznej części świata arabskiego z Izraelem, zapoczątkowanego kilka lat temu porozumieniami Abrahamowymi między państwem żydowskim a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem, Marokiem i Sudanem.
Kluczowa jest postawa najważniejszej sunnickiej monarchii Arabii Saudyjskiej. Bez niej skierowany przeciwko...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta