Muzyka „Wicked” nie jest „wow!”
Wojciech Kępczyński, reżyser „Wicked”, zrobił co można, a nawet więcej. Kompozytor i librecista Stephen Schwartz arcydzieła nie popełnił. Ważne jest antyhejterskie przesłanie.
Pomiędzy kinowymi premierami pierwszej części filmowego musicalu „Wicked 1” z dwoma Oscarami i 745 mln dol. wpływów a częścią drugą, która ma mieć premierę w listopadzie, warszawska Roma po sukcesie „We Will Rock You” zaprasza na sceniczną wersję musicalu powiązanego z „Czarnoksiężnikiem z Oz”.
Choć książkowy pierwowzór z 1900 r., wielokrotnie ekranizowany, uważany jest za hit dla dzieci – musical „Wicked” powstał na podstawie powieści Gregory’ego Maguire’a dla dorosłych, niestroniącej od wulgaryzmów.
Książkę w Ameryce przerobiono jednak na libretto familijne, co od prapremiery w 2003 r. dało spektaklowi drugie miejsce na liście bestsellerów Broadwayu z 1,7 mld dol. wpływu. Zaraz po „The Lion King”. I „Lew" jest arcydziełem, choć wymaga choćby częściowo obsady afro. Ostateczniewarto pisać musicale, takie jak „1989” czy „Piloci” (ten drugi w Romie), by opowiadać własne historie.
„Wicked” zaś to polemiczny wobec „Czarnoksiężnika” prequel, który zamiast kontynuować hejt na Czarownicę z Zachodu, pogłębia jej historię, starając się, nomen omen, odczarować klątwę rzuconą na jej inność. Przenosimy się w przeszłość, by zrozumieć, że...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
